Tak, jestem matką dwójki najwspanialszych moich nicponi – Niny i Miecia. I usycham dzisiaj z tęsknoty, bo jedno dziecię – Nina – oddalone jest jakieś 850 km od domu, a drugie – Miecio – 350 km. To razem dobrze ponad 1000! Za wiele dla matczynego serca.
Wyprowadzkę Niny do Freiburga w 2011 roku przeżyłam ciężko. Dwa lata zajęło mi borykanie się z okrutnym losem. Zniknęła z rodzinnego życia moja kobietka. Odjechała w siną dal, w ramiona pewnego młodzieńca. Studiować, dorośleć, żyć własnym życiem. Każda smukła i długowłosa rowerzystka wydawała mi się wtedy moją córką. Serce stawało na moment z tęsknoty. Każde pożegnanie, na parkingu czy na dworcu, wydawało się być kolejnym rozstaniem na zawsze.
Nina urodziła się w Poznaniu w 1991 roku. Od pierwszych chwil wiedzieliśmy, że z zawartości tego tłumoczka będziemy mogli być kiedyś bardzo dumni. Jej niesamowity zmysł obserwacji, ciekawość świata towarzyszyły nam od pierwszych wspólnych chwil. Nigdy nie było z nią nudno. Czy to jej fantastyczne rysunki, machnięte ręką przedszkolaka w szkółce pani Yeterian, nowojorskiej artystki, czy przejście w kanadyjskiej szkole w marcu z pierwszej do drugiej klasy, a we wrześniu tego samego roku do trzeciej, czy wreszcie fakt, że w Niemczech, jako rzucona na głęboką wodę 12-latka, już po trzech miesiącach napisała klasówkę z biologii na „bardzo dobry” . To ona pierwsza wygrała konkurs literacki, nie ja! Mieszkając zaledwie dwa lata w nowym kraju, napisała tekścik, który zdeklasował wszystkich konkurentów. Młodziutka Polka zwyciężczynią Isnyer Literaturtage w 2005 roku! Ach, zapomniałabym – kto pierwszy napisał książkę? Oczywiście Nina. Do dziś mamy rękopis. I to świetnej książki. Niestety, nie zatroszczyliśmy się o wydanie dzieła, ale jestem pewna, że odniosłoby niemały sukces na anglojęzycznym rynku. Szkoda. A ja? Ja się za moją powieść nawet nie zabrałam…
Mogłabym tak pisać i pisać o tej mojej Ninie.
Jakby nie dosyć było szczęścia, mamy jeszcze Miecia. Mój 13-letni nicpoń, niespożyty kawalarz, clown rodzinny (mimo że nie mieszkał nigdy w Polsce, już w wieku 9 lat znał na pamięć i potrafił bezbłędnie odtworzyć teksty kabaretowe Cezarego Pazury, bawiąc do łez dorosłych pasażerów pewnego samochodu jadącego przez Alpy!). Ale też wrażliwiec, bo i rysuje świetnie, i pisze pamiętnik (od dawna! i to po niemiecku! brrr!), i komponuje muzykę. I pięknie śpiewał w niemieckim chórze kościelnym (mój słowiczek). Od lat gra na pianinie, obecnie jazzuje pod okiem londyńskiego nauczyciela, który akompaniował między innymi Jess Stone. A dyktando z języka niemieckiego potrafił ten mój nicpoń napisać najlepiej w klasie, na gładką jedynkę (szóstka) – polski uczeń w niemieckim gimnazjum! I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…
Dziś mój przystojniak zdobywa szczyty górskie w Walii. A ja siedzę tutaj sama i usycham z tęsknoty. Jedno dziecko na dalekim wschodzie, drugie na bliższym, ale jednak odległym od Londynu zachodzie.
Nie wiem, co ze mną będzie, kiedy i Miecio wyprowadzi się za kilka lat. Dziś mam tego dobry przedsmak. Dzień na rozmyślania. Smutne.
Chwalę się dzieciakami? Nie, ja je po prostu bardzo, bardzo kocham.
Że kochasz dzieci – w tym nie ma nic nadzwyczajnego. Natomiast że się nimi tak cieszysz i chwalisz – to jest piękne. Ze wzruszeniem przeczytałam ten tekst. A gdy i Miecio się wyprowadzi… Cóż, doświadczysz „zespołu opuszczonego gniazda”. Wiem coś o tym. To jest z początku bardzo smutne, ale pomału się przyzwyczaisz. Zapewniam – można z tym żyć. Nawet są korzyści. 🙂 Ktoś mądry powiedział, że dzieci nie ma się przecież dla siebie, a gniazdo jest tylko po to, by pozwolić im wyfrunąć. Zresztą na pewno sama wiesz o tym i niepotrzebnie się mądrzę.
PolubieniePolubienie
O Matko,
jakze te Wasze dzieci zmienily sie, wyrosly i ….juz oddalily sie, nie do wiary. Miecia pamietam ze zdjecia w kapeluszu slomkowym u Milosza na rekach, Ninke mam przed oczami 7-8 letnia. Tak tesknilam,zeby je zobaczyc , jak wygladaja po latach , i wlasnie natrafilam na twoj tekst i zdjecia. jedno i drugie Stworzenie urocze. Zycze Nince udanej „podrozy” w doroslosc, zeby znalazla swoje szczescie w zyciu i zawsze byla radosna. Gratuluje Wam rodzicom, bo wychowac takie dzieci to nie jest latwe zadanie. Ciesze sie razem z wami, i czuje te radosc, bo w tym samym czasie „rzezbilismy” naszego syna Marka, z ktorego osiagniec tez jestesmy bardzo dumni. Usciski i pozdrowienia dla wszystich Was, a Ninke tule bardzo do serca.Komentarz troche osobisty, ale tak mi sie zebralo na koncowce dnia. papa EJ.
PolubieniePolubienie